Nie czytałeś/aś części 1?
CZĘŚĆ 1
Nie czytałeś/aś części 2?
CZĘŚĆ 2
-Uważaj, bo się wzruszę - prychnął potwór - Nie masz ze mną szans.
Miał on rację. To że obok przebiegnie Dansa czy Rex byłoc niemal niemożliwe, przynajmniej nie wierzyłam w to. Byłam w miejscu w którym rzadko kiedy ktoś z naszej paczki przebywa, oprócz mnie i Ami. No i Mateusza i Olka...
Zamarłam.
-On może gdzieś tu być. Cholera, a jak coś mu się stanie? - szepnęłam cicho. Popatrzyłam prosto w oczy potwora. Krył się w nich mrok i chęć krwi, zabijania, bólu... Czułam jak przechodzą mi ciarki po rękach - Dobra Mei, skoro już tu jesteś daj z siebie wszystko. I nie daj się zabić...
Choć wiedziałam że przegram bez żadnej pomocy, dodawałam sobie otuchy. Rozluźniłam mięśnie szykując się do wysiłku fizycznego. Przed walką jednak miałam jedno pytanie.
-Co im zrobiłeś? - powiedziałam najodważniej jak umiałam.
-Zwykła trucizna - parsknęła bestia - A odtrutką jest moja krew...
Czułam jak uginają mi się nogi... Jego dusza... Jego dusza była taka potężna, otaczała ją aura potęgi, ale również zła i cierpienia. Wzięłam ostatnie wdechy i wydechy przed starciem. Skupiłam swoją moc w dłoniach, moje oczy prysnęły światłem. Pomyślałam o tym co chce bronić, o tych co kocham... Tak bardzo bałam się ich zawieźć i zostawić. Pragnęłam spędzić z nimi jeszcze choć parę chwil...
Słońce zasłoniły chmury, cień przykrył ziemię.
-Jeśli będzie trzeba, to cię zabiję - rzekłam i zmierzyłam go wzrokiem. Spowiły mnie białe iskierki, poczułam jak moje włosy falują na wietrze i zaczęłam biec. Na moich dłoniach aura utworzyła ostre zakończenia. Potwór uskoczył do góry, jednym susem z dachu wskoczył na płot, a potem na mnie. Zamachnął się swoimi pazurami. Uniknęłam wszystkie jego ciosy i posłałam mu falę wiatru, która chybiła o milimetr. Bestia cały czas będąc w ruchu zaatakowała z góry. Nie wiedząc kiedy, zostałam przygnieciona do ziemi. Odwróciłam się z trudem i wiatrem zdmuchnęłam z siebie przeciwnika. Błyskawicznie wstałam i skoczyłam w górę do potwora zadając mu ranę w łapę. Bestia ryknęła i zaatakowała mnie pazurami. Zdążyłam uskoczyć. Gdy potwór wylądował na ziemi kopnęłam go z półobrotu. Bestia przejechała po ziemi i niczym piorun pojawiła się przede mną. Nie zdążyłam tym razem tak dobrze ominąć ciosu i zostałam zraniona w bok. Poczułam przeszywający ból i spływającą krew po łydkach. Wypuściłam z ust kulę ognia i zwiększając ilość tlenu w powietrzu sprawiłam że niespodziewanie się powiększyła tuż przed przeciwnikiem. Potwór ryknął oparzony i wysłał do mnie pełzające po ziemi fioletowe błyskawice. Rozłożyłam skrzydła i poleciałam w górę. Atak pomknął za mną. Utworzyłam wietrzną tarczę, jednak wiązki energii dosięgnęły mnie i w jednej sekundzie z krzykiem spadłam na ziemię. Wiłam się z bólu na asfalcie, gdy nagle nade mną pojawiła się bestia. Położyła łapę na mojej twarzy przyciskając ją do podłoża. Ruchem dłoni odcięłam kończynę potwora, który tym razem zapiszczał z bólu. Wyczołgałam się spod niego i uderzyłam pięścią w twarz. Cofnęłam rękę i z mocą wiatru przebiłam jego brzuch na wylot.
Dopiero teraz zobaczyłam świecący na czerwono księżyc na niebie.
-Mam cię dość, Jasny Księżycu - warknął - Nie pozwolę żebyś przeżyła.
Pośrodku jego rogów zaczęła tworzyć się czerwona kula energii. Nim zdążyłam wziąć oddech pocisk kierował się w moją stronę. Chciałam uskoczyć, jednak zostałam sparaliżowana przez otaczającą mnie czerwoną aurę potwora. Miałam nadzieje, że uda mi się chociaż zmienić ciało w cząsteczki powietrza. Próbowałam, jednak na marne. Całkowicie mnie unieruchomił, na te parę sekund. Jednak te parę sekund decydowały o moim życiu. Z ulgą usłyszałam dźwięk hamowania roweru, a następnie jak się przewraca. Poczułam jak ktoś popycha mnie na bok. Spojrzałam w jego niebieskie oczy.
-Mate-kun... - szepnęłam. Uśmiechnął się.
-Nic ci nie jest? - zapytał.
-Nie, ale ja... Ja nie wiem, czy wygramy tą walkę. Wycofaj się, póki możesz.
-Żartujesz? Nie zostawię ciebie samej na sam z... z nim.
Rozmowa nie mogła ciągnąć się dalej, gdyż potwór ponowił atak. Pojawił się tuż przed nami. Niczym w Matrixie ominęliśmy jego cios - ja skacząc do góry, on kucając. W jednej sekundzie skoczyłam na niego wkopując go w ziemię. Przeciwnik jednak po chwile został odepchnięty z powrotem przez Mateusza. Bestia wykorzystała to i nadzwyczaj szybkim ruchem zraniła mnie w ramię. Wirowałam chwilę w powietrzu a następnie wylądowałam na jednym z drzew. Mateusz zaczął walkę wręcz w potworem. Z początku miał przewagę, jednak za chwilę się to zmieniło. Ataki przeciwnika były tak szybkie i nieprzewidywalne że chłopak podobnie jak ja wylądował na drzewie. Ja jednak byłam już na nogach i wytworzyłam tornado, które pochłonęło potwora. Obserwowałam jak wirował bezwładnie w powietrzu, gdy nagle się rozpłynął.
Rozejrzałam się nerwowo w pierwszej chwili zerkając na wstającego blondyna. Stałam tak paręnaście sekund, gdy nagle usłyszałam za sobą świst. Otworzyłam szeroko oczy, gdy przeszył mnie ból. Spojrzałam za siebie. Potwór uderzył kulą błyskawic prosto w moją głowę. Zachwiałam się, gdy obraz przed moimi oczami rozmazał się. Upadłam na ziemię oszołomiona. Usłyszałam zniekształcony głos Mateusza. Pomógł mi szybko wstać.
-On nie jest przeciwnikiem, z którym można tak walczyć. Musisz użyć czegoś silniejszego - rzekł.
Miał rację.
Zamknęłam oczy i zmieniłam swoje ciało w cząsteczki powietrza. Potwór zdezorientowany chciał zaatakować blondyna jednak on uskoczył, kryjąc się za nim, za krzakami. Bestia rozejrzała się. W tej chwili przemieniłam się z powrotem w siebie. Moje ręce mieniły się na zielono. Uderzyłam przeciwnika w twarz, zaszłam go od tyłu i zaatakowałam w plecy, później znowu z przodu, w splot słoneczny. Powtórzyłam te ataki jeszcze parę tysięcy razy w niecałą minutę. Gdy skończyłam byłam cała zdyszana a potwór ledwo trzymał się na nogach. Całą swoją moc skupiłam w dłoni.
-4096 uderzenie! - krzyknęłam i uderzyłam bestię ponownie w splot słoneczny, tym razem dużo mocniej. Usłyszałam dźwięk łamanych kości, przeciwnik uderzył o kamień i stracił przytomność - To nie ty zaatakowałeś moich przyjaciół. Jesteś za słaby.
Gdyby nie jego szybkość na pewno miałabym dużo mnie obrażeń, lecz nie przejmowałam się tym. Spojrzałam na Mateusza. Wszystko było z nim dobrze.
-Dziękuję za pomoc - szepnęłam.
-Jak się czujesz? - zapytał jeszcze raz.
-Tak średnio, ale przeżyję. Pójdę już...
-A tak na serio, skąd on się tu wziął?
-Nie wiem....
Odwróciłam się na pięcie i pomachałam mu. Nagle zamarłam. Bestii nie było na kamieniu. Odwróciłam się gwałtownie. Potwór był tuż za Mateuszem. Wiedziałam że za nim zareaguje zostanie zabity. Nic nie mówiąc zamieniłam się w cząsteczki powietrza, pojawiłam się przed blondynem i utworzyłam tarczę z wiatru. Przeciwnik próbował przebić się przez tarczę, co mu całkiem dobrze wychodziło. W końcu nie wytrzymałam i pazury bestii przebiły mój brzuch. Poczułam spadające krople krwi z buzi potwora. Zaraz po ataku zginął.
Jęknęłam. Położyłam dłoń na ranie i zaczęłam się leczyć. Mateusz pomógł mi usiąść.
-Dlaczego to zrobiłaś?
Nie wiedziałam do końca co odpowiedzieć.
-Bo jesteś moim przyjacielem - rzekłam w końcu. Spojrzałam mu prosto w oczy. Wstaliśmy oboje i wychodziło na to że już mieliśmy się rozejść. Odwróciliśmy się. Jednak nie dawało mi coś spokoju, nie mogłam tak po prostu opuścić tego miejsca.
-Mati... - szepnęłam, prosząc w duchu by mnie nie usłyszał. Chło
Zpak jednak odwrócił się w moją stronę. W tej samej chwili z nieba zaczęły spadać krople deszczu -Chodzi o to... Jak by ci to powiedzieć. Przez ostatnie dni... Ja... Ja czułam, że nie byłam sama, kiedy byłam z tobą. Może to głupio brzmi, ale za każdym razem, kiedy jesteś przy mnie czuje się tak dobrze... Wiele dla mnie znaczysz... Jako przyjaciel i jako osoba, którą myślę że... kocham. Chciałabym ci tyle powiedzieć, a ledwo mogę spojrzeć ci w oczy - Spojrzałam na niego - Każdy dzień spędzony z tobą jest wspaniały... Ja... - urwałam - To głupie... Wybacz że zawracam ci głowę.
Założyłam swój czarny płaszcz, który był wcześniej zawiązany na moich biodrach. Założyłam kaptur. Mateusz był cicho.
-Ja nie wiem co powiedzieć... - westchnął.
-Mam nadzieję że mnie nie znienawidzisz za to- Przytuliłam go delikatnie - Dziękuję ci za wszystko.
-Mówisz jakbyśmy się żegnali.
-Nie wiem... - rzekłam totalnie bez sensu - Arigato, Mate-kun.