Nie czytałeś/aś części 2? CZĘŚĆ 2
-Uważaj, bo się wzruszę - prychnął potwór - Nie masz ze mną szans.
Miał on rację. To że obok przebiegnie Dansa czy Rex byłoc niemal niemożliwe, przynajmniej nie wierzyłam w to. Byłam w miejscu w którym rzadko kiedy ktoś z naszej paczki przebywa, oprócz mnie i Ami. No i Mateusza i Olka...
Zamarłam.
-On może gdzieś tu być. Cholera, a jak coś mu się stanie? - szepnęłam cicho. Popatrzyłam prosto w oczy potwora. Krył się w nich mrok i chęć krwi, zabijania, bólu... Czułam jak przechodzą mi ciarki po rękach - Dobra Mei, skoro już tu jesteś daj z siebie wszystko. I nie daj się zabić...
Choć wiedziałam że przegram bez żadnej pomocy, dodawałam sobie otuchy. Rozluźniłam mięśnie szykując się do wysiłku fizycznego. Przed walką jednak miałam jedno pytanie.
-Co im zrobiłeś? - powiedziałam najodważniej jak umiałam.
-Zwykła trucizna - parsknęła bestia - A odtrutką jest moja krew...
Słońce zasłoniły chmury, cień przykrył ziemię.
-Jeśli będzie trzeba, to cię zabiję - rzekłam i zmierzyłam go wzrokiem. Spowiły mnie białe iskierki, poczułam jak moje włosy falują na wietrze i zaczęłam biec. Na moich dłoniach aura utworzyła ostre zakończenia. Potwór uskoczył do góry, jednym susem z dachu wskoczył na płot, a potem na mnie. Zamachnął się swoimi pazurami. Uniknęłam wszystkie jego ciosy i posłałam mu falę wiatru, która chybiła o milimetr. Bestia cały czas będąc w ruchu zaatakowała z góry. Nie wiedząc kiedy, zostałam przygnieciona do ziemi. Odwróciłam się z trudem i wiatrem zdmuchnęłam z siebie przeciwnika. Błyskawicznie wstałam i skoczyłam w górę do potwora zadając mu ranę w łapę. Bestia ryknęła i zaatakowała mnie pazurami. Zdążyłam uskoczyć. Gdy potwór wylądował na ziemi kopnęłam go z półobrotu. Bestia przejechała po ziemi i niczym piorun pojawiła się przede mną. Nie zdążyłam tym razem tak dobrze ominąć ciosu i zostałam zraniona w bok. Poczułam przeszywający ból i spływającą krew po łydkach. Wypuściłam z ust kulę ognia i zwiększając ilość tlenu w powietrzu sprawiłam że niespodziewanie się powiększyła tuż przed przeciwnikiem. Potwór ryknął oparzony i wysłał do mnie pełzające po ziemi fioletowe błyskawice. Rozłożyłam skrzydła i poleciałam w górę. Atak pomknął za mną. Utworzyłam wietrzną tarczę, jednak wiązki energii dosięgnęły mnie i w jednej sekundzie z krzykiem spadłam na ziemię. Wiłam się z bólu na asfalcie, gdy nagle nade mną pojawiła się bestia. Położyła łapę na mojej twarzy przyciskając ją do podłoża. Ruchem dłoni odcięłam kończynę potwora, który tym razem zapiszczał z bólu. Wyczołgałam się spod niego i uderzyłam pięścią w twarz. Cofnęłam rękę i z mocą wiatru przebiłam jego brzuch na wylot.
-Mam cię dość, Jasny Księżycu - warknął - Nie pozwolę żebyś przeżyła.
Pośrodku jego rogów zaczęła tworzyć się czerwona kula energii. Nim zdążyłam wziąć oddech pocisk kierował się w moją stronę. Chciałam uskoczyć, jednak zostałam sparaliżowana przez otaczającą mnie czerwoną aurę potwora. Miałam nadzieje, że uda mi się chociaż zmienić ciało w cząsteczki powietrza. Próbowałam, jednak na marne. Całkowicie mnie unieruchomił, na te parę sekund. Jednak te parę sekund decydowały o moim życiu. Z ulgą usłyszałam dźwięk hamowania roweru, a następnie jak się przewraca. Poczułam jak ktoś popycha mnie na bok. Spojrzałam w jego niebieskie oczy.
-Mate-kun... - szepnęłam. Uśmiechnął się.
-Nic ci nie jest? - zapytał.
-Nie, ale ja... Ja nie wiem, czy wygramy tą walkę. Wycofaj się, póki możesz.
-Żartujesz? Nie zostawię ciebie samej na sam z... z nim.
Rozmowa nie mogła ciągnąć się dalej, gdyż potwór ponowił atak. Pojawił się tuż przed nami. Niczym w Matrixie ominęliśmy jego cios - ja skacząc do góry, on kucając. W jednej sekundzie skoczyłam na niego wkopując go w ziemię. Przeciwnik jednak po chwile został odepchnięty z powrotem przez Mateusza. Bestia wykorzystała to i nadzwyczaj szybkim ruchem zraniła mnie w ramię. Wirowałam chwilę w powietrzu a następnie wylądowałam na jednym z drzew. Mateusz zaczął walkę wręcz w potworem. Z początku miał przewagę, jednak za chwilę się to zmieniło. Ataki przeciwnika były tak szybkie i nieprzewidywalne że chłopak podobnie jak ja wylądował na drzewie. Ja jednak byłam już na nogach i wytworzyłam tornado, które pochłonęło potwora. Obserwowałam jak wirował bezwładnie w powietrzu, gdy nagle się rozpłynął.
-On nie jest przeciwnikiem, z którym można tak walczyć. Musisz użyć czegoś silniejszego - rzekł.
Miał rację.
Zamknęłam oczy i zmieniłam swoje ciało w cząsteczki powietrza. Potwór zdezorientowany chciał zaatakować blondyna jednak on uskoczył, kryjąc się za nim, za krzakami. Bestia rozejrzała się. W tej chwili przemieniłam się z powrotem w siebie. Moje ręce mieniły się na zielono. Uderzyłam przeciwnika w twarz, zaszłam go od tyłu i zaatakowałam w plecy, później znowu z przodu, w splot słoneczny. Powtórzyłam te ataki jeszcze parę tysięcy razy w niecałą minutę. Gdy skończyłam byłam cała zdyszana a potwór ledwo trzymał się na nogach. Całą swoją moc skupiłam w dłoni.
-4096 uderzenie! - krzyknęłam i uderzyłam bestię ponownie w splot słoneczny, tym razem dużo mocniej. Usłyszałam dźwięk łamanych kości, przeciwnik uderzył o kamień i stracił przytomność - To nie ty zaatakowałeś moich przyjaciół. Jesteś za słaby.
Gdyby nie jego szybkość na pewno miałabym dużo mnie obrażeń, lecz nie przejmowałam się tym. Spojrzałam na Mateusza. Wszystko było z nim dobrze.
-Dziękuję za pomoc - szepnęłam.
-Jak się czujesz? - zapytał jeszcze raz.
-Tak średnio, ale przeżyję. Pójdę już...
-A tak na serio, skąd on się tu wziął?
-Nie wiem....
Odwróciłam się na pięcie i pomachałam mu. Nagle zamarłam. Bestii nie było na kamieniu. Odwróciłam się gwałtownie. Potwór był tuż za Mateuszem. Wiedziałam że za nim zareaguje zostanie zabity. Nic nie mówiąc zamieniłam się w cząsteczki powietrza, pojawiłam się przed blondynem i utworzyłam tarczę z wiatru. Przeciwnik próbował przebić się przez tarczę, co mu całkiem dobrze wychodziło. W końcu nie wytrzymałam i pazury bestii przebiły mój brzuch. Poczułam spadające krople krwi z buzi potwora. Zaraz po ataku zginął.
Jęknęłam. Położyłam dłoń na ranie i zaczęłam się leczyć. Mateusz pomógł mi usiąść.
-Dlaczego to zrobiłaś?
Nie wiedziałam do końca co odpowiedzieć.
-Bo jesteś moim przyjacielem - rzekłam w końcu. Spojrzałam mu prosto w oczy. Wstaliśmy oboje i wychodziło na to że już mieliśmy się rozejść. Odwróciliśmy się. Jednak nie dawało mi coś spokoju, nie mogłam tak po prostu opuścić tego miejsca.
-Mati... - szepnęłam, prosząc w duchu by mnie nie usłyszał. Chło
Zpak jednak odwrócił się w moją stronę. W tej samej chwili z nieba zaczęły spadać krople deszczu -Chodzi o to... Jak by ci to powiedzieć. Przez ostatnie dni... Ja... Ja czułam, że nie byłam sama, kiedy byłam z tobą. Może to głupio brzmi, ale za każdym razem, kiedy jesteś przy mnie czuje się tak dobrze... Wiele dla mnie znaczysz... Jako przyjaciel i jako osoba, którą myślę że... kocham. Chciałabym ci tyle powiedzieć, a ledwo mogę spojrzeć ci w oczy - Spojrzałam na niego - Każdy dzień spędzony z tobą jest wspaniały... Ja... - urwałam - To głupie... Wybacz że zawracam ci głowę.
Założyłam swój czarny płaszcz, który był wcześniej zawiązany na moich biodrach. Założyłam kaptur. Mateusz był cicho.
-Ja nie wiem co powiedzieć... - westchnął.
-Mam nadzieję że mnie nie znienawidzisz za to- Przytuliłam go delikatnie - Dziękuję ci za wszystko.
-Mówisz jakbyśmy się żegnali.
-Nie wiem... - rzekłam totalnie bez sensu - Arigato, Mate-kun.